Energetyka jądrowa i związane z nią ryzyko to kolejne zagrożenie wynikają-ce z rozwoju współczesnej cywilizacji technicznej. 12 A. Chodurski: Kształtowanie się nowego globalnego ładu kulturowo-cywilizacyjne-go a bezpieczeństwo Polski, W: Bezpieczeństwo państw a procesy migracyjne. Praca zbio-rowa pod. red. L. Kacprzaka, J. Knopka. 25 kwietnia 2023, 5:59. Ukraina ma szanse zmienić się w nowoczesne państwo, a w NATO będzie wcześniej niż w Unii Europejskiej z silną i doświadczoną w boju armią. O międzynarodowym tle wydarzeń wojennych, o tym, co będzie po zakończeniu wojny, jakie ma szanse i co może "ugrać" Polska, z byłym prezydentem Aleksandrem Brytyjski historyk, autor książki "Zdradzona Polska" dla PAP: tylko do 10-13 września 1939 roku Wielka Brytania i Francja miały szansę pomóc Polsce Rosjanie na Ukrainie używają czasem nawet 250-300 dronów jednocześnie Potwierdził się najgorszy scenariusz, Władimir Putin nad ranem 24 lutego zaatakował tereny Ukrainy. To otwarte wypowiedzenie wojny w środku Europy. Kraje Zachodu do ostatniej chwili starały się dyplomatycznie rozwiązać tę sytuację, jednak prezydent Rosji zaczął działania zbrojne. . 23 czerwca 2022, 12:01 Ten tekst przeczytasz w mniej niż minutę Shutterstock W czerwcu 2022 r. dla 49,1 proc. respondentów obecna sytuacja na terytorium Ukrainy stanowi duże zagrożenie dla gospodarki w Polsce, to o 4,7 pkt. proc. więcej w porównaniu do poprzedniego miesiąca - podał Główny Urząd Statystyczny. Przeciętne zagrożenie w związku z wojną odczuwa 35,7 proc. odpowiadających na pytania. Małe zagrożenie deklaruje 13,5 proc., zaś brak zagrożenia stwierdziło zaledwie 1,7 proc. respondentów. Jak wynika z badania GUS, w przypadku 15,8 proc. respondentów obecna sytuacja na terytorium Ukrainy stanowi duże zagrożenie dla ich osobistej sytuacji finansowej. Przeciętne zagrożenie odczuwa 34,3 proc. odpowiadających na pytania dotyczące koniunktury konsumenckiej. Małe zagrożenie deklaruje 30,0 proc., natomiast brak zagrożenia stwierdziło 19,9 proc. respondentów. Zobacz więcej Przejdź do strony głównej Skąd to zagrożenie wojną nuklearną? „Groźba zagłady ludzkości w katastrofie nuklearnej jest realna. Wciąż istnieje, (...) choć zimna wojna zakończyła się przeszło dziesięć lat temu” (były amerykański sekretarz obrony Robert S. McNamara oraz James G. Blight, profesor stosunków międzynarodowych na Watson Institute for International Studies). W ROKU 1991, po zakończeniu zimnej wojny, minutową wskazówkę słynnego zegara sądu ostatecznego cofnięto tak, by wskazywała 17 minut przed dwunastą. Zegar ten, widniejący na okładce czasopisma Bulletin of the Atomic Scientists, symbolizuje bliskość potencjalnej wojny nuklearnej. Nigdy wcześniej — odkąd w roku 1947 symbol ten się pojawił — wskazówka nie była cofnięta tak daleko jak w roku 1991. Niestety, później znów posuwano ją do przodu. Na przykład w lutym 2002 roku zegar zaczął pokazywać za siedem dwunastą i było to trzecie przesunięcie do przodu od zakończenia zimnej wojny. Z jakiego powodu wydawcy tego czasopisma naukowego uznali, że wskazówkę trzeba ustawić bliżej dwunastej? Dlaczego uważają, że wciąż zagraża nam wojna nuklearna? I co stoi na drodze do pokoju? Tajemnica tak zwanej redukcji „Nadal istnieje przeszło 31 000 pocisków nuklearnych” — wyjaśnia Bulletin of the Atomic Scientists. Dodaje też: „Dziewięćdziesiąt pięć procent tej broni znajduje się w USA i Rosji, a ponad 16 000 głowic jest w stałej gotowości bojowej”. Ktoś mógłby zwrócić uwagę na pozorną rozbieżność, jeśli chodzi o liczbę głowic jądrowych. Czyż oba supermocarstwa nuklearne nie deklarowały redukcji takich pocisków do 6000 po każdej ze stron? W tym właśnie tkwi tajemnica tak zwanej redukcji. W raporcie organizacji Carnegie Endowment for International Peace wyjaśniono: „Liczba 6000 głowic odnosi się do specyficznych metod obliczeniowych, ustalonych podczas START [Rozmów w sprawie redukcji zbrojeń strategicznych]. Oba państwa zachowują tysiące dodatkowych rakiet taktycznych i broń rezerwową” (kursywa nasza). Według Bulletin of the Atomic Scientists „wiele, jeśli nie większość, amerykańskich głowic wyłączonych z systemu gotowości bojowej nie zostanie rozmontowanych, lecz będą przechowywane w magazynach (razem z 5000 głowic, które już tam są)”. A zatem oprócz tysięcy gotowych do użycia pocisków strategicznych — które można przesyłać bezpośrednio z jednego kontynentu na drugi — istnieje tysiące innych rakiet oraz mnóstwo taktycznej broni jądrowej przystosowanej do ataku na bliższe cele. Nie ulega wątpliwości, że dwa nuklearne supermocarstwa wciąż posiadają w swych arsenałach broń, którą mogłyby kilkakrotnie zgładzić całą ludzkość! Przechowywanie tak dużej ilości niebezpiecznych środków rażenia stwarza zagrożenie, że pocisk nuklearny zostanie wystrzelony przypadkowo. Przypadkowa wojna nuklearna „Amerykańskie siły nuklearne korzystają z systemów wczesnego ostrzegania” — oświadczyli cytowani wcześniej Robert S. McNamara i James G. Blight. Co to oznacza? „Nasze głowice bojowe mogą zostać odpalone, gdy rosyjskie pociski będą jeszcze w powietrzu. Od pierwszej informacji o ataku Rosjan do wystrzelenia naszych rakiet upłynie najwyżej 15 minut”. Według byłego oficera amerykańskiego, który sprawował nadzór nad wyrzutniami pocisków strategicznych, „praktycznie wszystkie rakiety rozmieszczone na lądzie są gotowe do odpalenia w ciągu dwóch minut”. Stan pełnej gotowości bojowej wiąże się z niebezpieczeństwem, że pocisk zostanie wystrzelony wskutek fałszywego alarmu. Jak napisano w artykule opublikowanym na łamach & World Report, „podczas manewrów wojsk amerykańskich kilka razy pomyłkowo wydano rozkaz odpalenia pocisku z ładunkiem jądrowym”. Podobne fałszywe alarmy zdarzały się też w Rosji. Kiedy w roku 1995 norweską sondę badawczą wzięto za pocisk rakietowy, prezydent Rosji rozpoczął procedurę umożliwiającą wystrzelenie rakiet z głowicami jądrowymi. Ciągła gotowość bojowa sprawia, że ludzie odpowiedzialni za podejmowanie decyzji są pod niesamowitą presją. Na szczęście dotąd w porę uświadamiali sobie, że ostrzeżenia są fałszywe, co zapobiegło wybuchowi konfliktu nuklearnego. Komentując incydent z 1979 roku, pewien badacz wyjaśnił: „Amerykańskie rakiety nie zostały odpalone, ponieważ dzięki satelitom systemu wczesnego ostrzegania ustalono, że w powietrzu nie ma żadnych radzieckich pocisków”. Jednakże sprawność takich systemów z czasem się obniża. Naukowcy obawiają się, że „większość rosyjskich satelitów systemu wczesnego ostrzegania już nie funkcjonuje lub zboczyła z wyznaczonej orbity”. Dlatego, jak kilka lat temu oświadczył emerytowany amerykański wiceadmirał, „niebezpieczeństwo uderzenia wyprzedzającego, wystrzelenia rakiety w wyniku nieporozumienia albo przekazania władzy w niewłaściwe ręce jest dziś równie wielkie, jak w przeszłości”. Nowe mocarstwa nuklearne Wprawdzie główne arsenały jądrowe należą do dwóch supermocarstw, ale taką broń posiadają również Chiny, Francja i Wielka Brytania. Od niedawna do grona państw oficjalnie uznawanych za mocarstwa nuklearne, należących do tak zwanego klubu atomowego, zaliczyć można też Indie i Pakistan. Istnieją również podejrzenia, że kilka innych krajów, w tym Izrael, próbuje uzyskać broń jądrową, a może nawet już ją posiada. Spór polityczny między członkami wspomnianego klubu, łącznie z należącymi do niego od niedawna, mógłby doprowadzić do wojny jądrowej. „Podczas konfliktu między Indiami a Pakistanem (...) kraje te zbliżyły się do wojny nuklearnej bardziej niż jakiekolwiek inne państwa od czasu kryzysu kubańskiego” — oświadczono na łamach Bulletin of the Atomic Scientists. Tak napięte stosunki na początku 2002 roku sprawiły, że dla wielu groźba ataku jądrowego stała się naprawdę realna. Prawdopodobieńtwo użycia bomby jądrowej zwiększyło się też wskutek rozwoju prac nad innymi rodzajami broni masowej zagłady. W dzienniku The New York Times na temat tajnego raportu Pentagonu powiedziano, że częścią amerykańskiej polityki nuklearnej może być między innymi „wykorzystanie pocisków jądrowych w celu zniszczenia należących do wroga składnic broni biologicznej i chemicznej oraz innych środków masowego rażenia”. Ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku wzbudziły w ludziach jeszcze inne obawy. Obecnie wiele osób jest zdania, że broń nuklearną próbują zdobyć — a może nawet już mają — organizacje terrorystyczne. Jak to możliwe? Terroryści a „brudne bomby” Czy można skonstruować bombę jądrową z materiałów sprzedawanych nielegalnie? Według czasopisma Time odpowiedź jest twierdząca. Podano w nim, że powstał specjalny zespół mający na celu zwalczanie nuklearnego terroryzmu. Jak dotąd zespół ten domowym sposobem „zbudował przeszło tuzin” bomb „z materiałów, które można nabyć w przeciętnym sklepie z częściami elektronicznymi, i z izotopów promieniotwórczych dostępnych na czarnym rynku”. Procesy rozbrojeniowe i demontowanie głowic nuklearnych zwiększają prawdopodobieństwo kradzieży ładunków jądrowych. „Usunięcie tysięcy rosyjskich ładunków nuklearnych z dobrze strzeżonych rakiet, bombowców oraz okrętów podwodnych i przeniesienie ich do słabiej zabezpieczonych magazynów sprawia, że stają się łakomym kąskiem dla zdeterminowanych terrorystów” — powiedziano w czasopiśmie Time. Gdy elementy takiej broni dostaną się w ręce niewielkiej grupy, wkrótce może się ona stać członkiem „klubu atomowego”! Aby wejść w posiadanie broni jądrowej, nie trzeba nawet konstruować bomby — zapewnia magazyn Peace. Wystarczy pozyskać odpowiednią ilość materiału rozszczepialnego, czyli pewnych izotopów uranu lub plutonu. We wspomnianym magazynie zauważono: „Terroryści dysponujący uranem wykorzystywanym do konstruowania nowoczesnej broni mogliby z łatwością spowodować eksplozję, upuszczając jedną połowę ładunku na drugą”. Ile takiego wzbogaconego materiału jądrowego musieliby zdobyć? „Wystarczyłyby trzy kilogramy”. To prawie tyle samo, ile w 1994 roku skonfiskowano przemytnikom na terenie Czech! Do skonstruowania bomby mogą też posłużyć odpady nuklearne. Jak powiedziano na łamach magazynu The American Spectator, „specjaliści szczególnie obawiają się śmiercionośnego połączenia odpadów radioaktywnych z konwencjonalnymi materiałami wybuchowymi”. Powstają w ten sposób tak zwane brudne bomby, czyli bomby radiologiczne. Jak poważne zagrożenie stwarzają? Do produkcji brudnych bomb wykorzystuje się „konwencjonalne środki wybuchowe, które mają rozproszyć wysoce radioaktywny materiał i skazić wyznaczone cele, zamiast niszczyć je eksplozją i gorącem” — wyjaśnia gazeta IHT Asahi Shimbun. Podaje też: „Mogą one wywołać u ludzi najróżniejsze objawy: od choroby popromiennej aż po powolną śmierć w męczarniach”. Chociaż zdaniem niektórych użycie łatwo dostępnych odpadów nie spowodowałoby masowych szkód, wiele osób martwi to, że na czarnym rynku można zdobyć wzbogacony materiał nuklearny. W przeprowadzonej niedawno ankiecie przeszło 60 procent respondentów z całego świata wyraziło obawy, że terroryzm jądrowy pojawi się w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Nie ulega wątpliwości, że wciąż zagraża nam konflikt nuklearny. W londyńskim tygodniku Guardian Weekly z 16-22 stycznia 2003 roku napisano: „Prawdopodobieństwo, że USA posuną się do użycia broni jądrowej, jest największe od czasu, gdy znajdowaliśmy się w najbardziej ponurym okresie zimnej wojny. (...) USA stopniowo obniżają kryteria stanowiące podstawę ataku nuklearnego”. Warto się zatem zastanowić: Czy da się uniknąć wojny jądrowej? Czy jest jakaś nadzieja, że świat zostanie uwolniony od tego zagrożenia? Odpowiedzi na te pytania udzieli następny artykuł. [Ramka na stronie 6] Druga era nuklearna? W czasopiśmie The New York Times Magazine felietonista Bill Keller (obecnie redaktor naczelny gazety The New York Times) stwierdził, że weszliśmy w drugą erę nuklearną. Pierwsza trwała do stycznia 1994 roku, kiedy to władze Ukrainy zgodziły się oddać broń pozostałą po byłym Związku Radzieckim. Dlaczego jednak ów dziennikarz napisał o drugiej erze nuklearnej? Bill Keller wyjaśnia: „Początek drugiej ery nuklearnej ogłosiło pięć próbnych wybuchów, które przeprowadzono w 1998 roku na pustynnym terenie w stanie Radźasthan z inicjatywy nowo wybranego nacjonalistycznego rządu Indii. Dwa tygodnie później jego śladami poszedł Pakistan”. Czym te próby jądrowe różniły się od poprzednich? „Broń tę wyprodukowano z myślą o ataku na konkretny region”. Czy świat, w którym wyłoniły się dwa kolejne mocarstwa nuklearne, jest bezpieczniejszy? Bill Keller pisze dalej: „Pojawienie się nowego kraju posiadającego broń jądrową zwiększa niebezpieczeństwo wybuchu wojny z udziałem któregoś z takich państw” („A jednak do pomyślenia”, The New York Times Magazine z 4 maja 2003, strona 50). Sytuację dodatkowo komplikują doniesienia o tym, że Korea Północna może mieć „wystarczającą ilość plutonu, by skonstruować sześć bomb atomowych. (...) Z każdym dniem rośnie ryzyko, iż Korei Północnej uda się wyprodukować nowe bomby jądrowe, a nawet wypróbować jedną z nich, by dowieść, że odniosła sukces” (The New York Times, 18 czerwca 2003). [Ilustracja na stronie 7] Przedstawiciel jednego z rządów demonstruje atrapę atomowej „bomby walizkowej” [Prawa własności] AP Photo/​Dennis Cook [Ilustracja na stronie 7] Stare systemy wczesnego ostrzegania są w coraz gorszym stanie [Prawa własności] Zdjęcie: NASA [Prawa własności do ilustracji, strona 5] Zdjęcie Ziemi: NASA KREML CHCE ZNISZCZYĆ POLSKĘ I PODBIĆ EUROPĘ Władimir Putin: „Rosja nigdy się nie zgodzi z istniejącym porządkiem świata”. Nikołaj Patruszew: „Rosja jest gotowa do konfliktu militarnego z NATO i może podbić państwa bałtyckie”. Aleksander Dugin: „Polska, Ukraina, Europa Środkowa – musi zniknąć, zostać wchłonięte”. Władimir Żyrinowski: „Los krajów bałtyckich i Polski jest przesądzony. Zostaną zmiecione”. Od 25 lat Moskwa prowadzi tajną wojnę hybrydową przeciwko swoim sąsiadom. Konflikty w Górskim Karabachu, Naddniestrzu, Abchazji, Osetii Północnej i Donbasie są skutkiem pełzającej wojny hybrydowej. Azerbejdżan, Mołdawia, Gruzja i Ukraina już padły ofiarą rosyjskiej agresji. Zagrożenie wojną zawisło nad krajami bałtyckimi i Polską… Wielu zadaje sobie pytanie, jak daleko Kreml może się posunąć w konfrontacji ze społecznością międzynarodową? Spróbujmy dokładnie przeanalizować niezdrowe ambicje rosyjskich przywódców. Redaktor naczelny portalu i czasopisma „Głos Polonii” KREML DĄŻY DO HEGEMONII Niemiecki filozof Karol Marks w książce „Tajna historia dyplomatyczna XVIII wieku” słusznie zauważył: „Polityka Rosji pozostaje bez zmian. Zmieniały się i nadal będą się zmieniać rosyjskie metody i taktyka, jednak główny cel polityki rosyjskiej – podbić świat i rządzić nim – jest i pozostanie taki sam”. Dziś te słowa są jeszcze bardziej aktualne niż w 1899 roku. Jałtańsko-poczdamski ład, ustalony przez aliantów z antyhitlerowskiej koalicji, rosyjscy imperialiści traktowali tylko jako kolejny etap w procesie podboju świata. Tuż po zakończeniu II wojny światowej Kreml opracowywał plan zajęcia całej Europy. Stalinowcy mieli nadzieję, że wkrótce będą mogli obmyć buty w wodach Atlantyku. Lecz NATO na czele z USA nie pozwoliły Moskwie opanować bezbronnej powojennej Europy. Klęska w zimnej wojnie zatrzymała rosyjską ekspansję na Zachód. Właśnie dlatego pułkownik KGB Władimir Putin uważa rozpad Związku Sowieckiego za „największą katastrofę geopolityczną XX wieku”. Przez ostatnie 25 lat spadkobiercy KGB w Rosji przygotowywali się do zemsty na znienawidzonych Stanach Zjednoczonych. EUROPA NA MUSZCE Rosyjscy rewanżyści nawet nie ukrywają swoich planów. W 2003 roku podczas ogłoszenia nowej doktryny wojskowej Putin powiedział: „Rosja w ciągu ostatniej dekady straciła tyle, że już nic oddawać nie będziemy. Będziemy zabierać”. W 2015 roku prezydent FR wprost przed kamerami telewizji Russia Today stwierdził, że Rosja nigdy się nie zgodzi z istniejącym porządkiem świata i stworzonym w ostatnich dekadach po upadku Związku Sowieckiego ładem międzynarodowym. Jego przyjaciel, sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR Nikołaj Patruszew, w wywiadzie udzielonym „Gazecie Rosyjskiej” 2 stycznia 2016 roku powiedział, że Rosja w najbliższym czasie jest gotowa do konfliktu militarnego z państwami NATO i może szybko i bez żadnych strat podbić państwa bałtyckie. Nieco wcześniej wiceprzewodniczący Dumy Państwowej Władimir Żyrinowski pytany przez dziennikarza państwowej telewizji Rossija 24 oświadczył, że prezydent Rosji podjął już decyzję o rozpoczęciu III wojny światowej. „To najważniejsza decyzja. Jestem przekonany, że została już podjęta” –powiedział. I dodał, że los krajów bałtyckich i Polski jest przesądzony. Zostaną zmiecione. Później z trybuny parlamentu FR oznajmił, że Rosja powinna spalić Paryż i zbombardować Niemcy. NOWY PAKT RIBBENTROP-MOŁOTOW Marzenia elit kremlowsko-łubiańskich nie ograniczają się do krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Zagrożenie pełzającą wojną hybrydową zawisło nad całym kontynentem. Rosyjscy geostratedzy pragną zasiać niezgodę między europejskimi państwami i podważyć jedność NATO oraz Unii Europejskiej. Mówi to otwarcie człowiek, którego strategię od 15 lat skrupulatnie wciela w życie Władimir Putin. Aleksander Dugin, bo o nim mowa, w artykule „Wybawić Europę Zachodnią od Wschodniej” proponuje zagrać na rozbieżnościach między państwami Unii Europejskiej i zaleca rosyjskim dyplomatom przekonywanie krajów Europy Zachodniej, przede wszystkim Niemiec i Francji, do uwolnienia się od amerykańskiej dominacji i skończenia z krajami Europy Środkowej i Wschodniej. „Trzeba zniszczyć »kordon sanitarny«! Można to zrobić na wiele sposobów. Bolszewicy, żeby go unicestwić, zawarli niegdyś traktat brzeski. Wtedy wiele straciliśmy, ale powstała granica rosyjsko-niemiecka. Potem był pakt Ribbentrop-Mołotow, który miał ten sam cel. Wspaniały pakt! Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, razem z Niemcami pokonalibyśmy Anglosasów. […] W wielkim starciu cywilizacji atlantyckiej i kultury eurazjatyckiej to wszystko, co znajduje się między nami – Polska, Ukraina, Europa Środkowa – musi zniknąć, zostać wchłonięte” – głosi ideolog rosyjskiego imperializmu i eurazjatyzmu. „Przyjmijcie Rosję do Europy – wzywa Dugin – wtedy Europa będzie ruską Europą, wtedy Rosja skończy z tymi »przyjaciółmi« (państwami Europy Środkowowschodniej – red.) raz na zawsze. To jakieś nieporozumienie, dlaczego mamy je znosić! Wtedy przyjdzie Rosja i powie: Aha! Złapaliście się! Powiemy do nich: Chcieliście uciec przed nami, co?”. RUSKA EUROPA Dugin nie powstrzymuje się przed kreśleniem perspektyw, jakie czekają Europę, jeśli kraje Zachodu nie zachowają solidarności i jedności w obliczu rosyjskiej agresji. „Rosjanie zmobilizują się dla wielkiego celu. A tym wielkim celem jest przyłączenie Europy. […] Podobają wam się europejskie technologie? Weźmy je. […] To jest proste, zdobywamy Europę i już mamy wszystkie wysokie technologie! […] Zdobycie Europy! Rosyjski car czy rosyjski prezydent – jedyny dla całej Europy. […] To jest sedno całego imperium, które po prostu przywrócimy na swoje miejsce – Europejskie, Rzymskie, Greckie, Bizantyjskie Imperium z rosyjskim carem na czele”. „Żadnego PKB nie zamierzamy podnosić – kontynuuje Dugin. – Dlatego że jest nam to obojętne. […] Budujemy imperium. Oni budują Unię Europejską, też swoiste imperium. Lecz jego podstawy są zbyt kruche. Jeżeli gospodarka nie odniesie sukcesu, oni się rozsypią. My natomiast powiemy: niezależnie od stanu gospodarki, co rosyjski (eurazjatycki, europejski, imperialny, rzymski) car (nasz rosyjski rzymski car) powie – to będzie! A gdzie wy się podziejecie? Gospodarka to dobrze, ale to nie ma znaczenia. Nie samym przecież chlebem… przypomni car”. Te słowa Dugina doskonale pokazują, jakiego losu mogła się spodziewać Europa po II wojnie światowej, gdyby USA, Kanada i państwa Europy Zachodniej nie powołały NATO – sojuszu polityczno-wojskowego. Jest to również ostrzeżenie przed tym, co może się stać z Europą, jeżeli sojusz ten się rozpadnie. SZCZĘŚCIE BEZ WOLNOŚCI O modelu cywilizacji, który Rosja proponuje Europie, świetnie opowiedział rosyjski akademik, historyk, doktor habilitowany nauk politycznych Jurij Piwowarow w programie TV Rossija Kultura: „Jesteśmy następcami Złotej Ordy. […] Mongolski rodzaj władzy polegał na tym, że jeden człowiek stanowi wszystko, a reszta – nic. Władza mongolska w całości odrzuca jakąkolwiek umowę, wszelką konwencję, współpracę i zgodę między dwoma podmiotami. Władza mongolska jest wyłącznie władzą przemocy i Rosjanie to przejmują. Rosyjscy carowie, rosyjscy wielcy książęta stopniowo przejmują tę kulturę władzy, a właściwie ten rodzaj władzy, te stosunki polityczne. I staje się to coraz silniejsze nawet później, w czasach nam bliskich. W owych cywilizowanych i pięknych czasach cesarz Paweł I, syn Katarzyny, pewnego razu podczas rozmowy z francuskim ambasadorem rzekł do niego: »W Rosji tylko ten jest czegoś wart, z kim ja rozmawiam i dopóki z nim rozmawiam«. I to jest bardzo precyzyjne sformułowanie władzy rosyjskiej”. Karol Marks też celnie obnażył istotę rosyjskiego imperializmu: „W krwawym bagnie moskiewskiego niewolnictwa, lecz nie w twardej sławie epoki normandzkiej, stoi kolebka Rosji. […] Rosja powstała i została wychowana w ohydnej i upokarzającej szkole mongolskiego niewolnictwa. Wzmocniła się tylko dzięki temu, że w sztuce niewolnictwa była nieprześcigniona. Nawet po uzyskaniu niepodległości Rosja dalej została krajem niewolników. Piotr I połączył polityczny spryt mongolskiego niewolnika z majestatem mongolskiego posiadacza, któremu Czyngis-chan nakazał podbić świat”. Ideałem rosyjsko-eurazjatyckiej cywilizacji jest całkowite zniewolenie ludzi i narodów. Taki model kontroli nad społeczeństwem sugestywnie opisał rosyjski satyryk polityczny, krytyk i publicysta Jewgienij Zamiatin w antyutopijnej powieści „My”, która stała się pierwowzorem „Roku 1984” George’a Orwella i „Nowego, wspaniałego świata” Aldousa Huxleya. „Niewolnik, który tylko wykonuje rozkazy, nie popełni przestępstwa. My, Rosjanie, wybraliśmy szczęście bez wolności, dlatego zwyciężymy. Nie-Rosjanie wybrali wolność bez szczęścia i dlatego zostaną pokonani” – czytamy w niej. Nawiasem mówiąc, uczeń Jewgienija Zamiatina Orwell w powieści „Rok 1984” napisał: „Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość”. Niesamowite, ale tę właśnie zasadę wzięli sobie do serca kremlowscy szamani, kształtujący masową świadomość Rosjan. W tym duchu Kreml wychowuje młode pokolenia. Rola Trzeciego Rzymu już Moskwie nie odpowiada, woli być Pierwszym i Drugim. Poprzez podręczniki, środki masowego przekazu, pseudonaukowo-popularne filmy i artykuły młodzież rosyjską przekonuje się, że Rosjanie stali u początków cywilizacji europejskiej, a nawet światowej. W rezultacie nowe pokolenie Rosjan dorasta w przekonaniu, że ich przodkowie założyli… Rzym i Jerozolimę. I nie jest to żart. RZYM NASZ Po aneksji Krymu Putin powiedział, że Krym ma dla Rosji znaczenie sakralne. Тaką też argumentację rosyjscy twórcy mitów mogą stosować w odniesieniu do kolebki europejskiej kultury i cywilizacji – Rzymu. Wszak Moskwa ma pozytywne doświadczenie w kradzieży cudzej historii i sławy. Cała Europa dobrze pamięta, jak car Piotr I w bezczelny sposób ukradł nazwę i sławę Kijowa: przemianował Moskowię na Rosję. Na tej podstawie Moskwa uzasadniła roszczenia historyczne i terytorialne do ziem dawnej Rusi: Ukrainy i Białorusi. Podobne manipulacje lingwistyczne Kreml próbuje wykorzystywać do uzasadnienia roszczeń do kultury i dziedzictwa Rzymu. Obiektem najbardziej bezsensownych rosyjskich pretensji historycznych stała się wysoko rozwinięta i oświecona cywilizacja Etrusków, którzy panowali na Półwyspie Apenińskim na długo przed Rzymianami. Uważa się, że to Etruskowie nauczyli Rzymian budować drogi i miasta, ozdobione rzeźbami i piękną architekturą, wyposażone w wodociągi i kanalizację. Właśnie od Etrusków Rzymianie zapożyczyli cyfry i tradycję walk gladiatorów. Bez Etrusków nie byłoby Rzymu. Chodzi o to, że słowo „etruski” w języku rosyjskim brzmi jak „et’ ruski” [pol. to ruski], co się czyta jak „to jest Ruski”, czyli „to jest Rosjanin”. To podobieństwo brzmienia jeszcze za czasów Mikołaja II przyciągało uwagę rosyjskich imperialistów, którzy inspirowali tworzenie antynaukowych teorii, w celu uzasadnienia roszczeń terytorialnych. W taki oto sposób naukę wprzęgnięto w budowanie mitów i propagandy. Audycje w centralnej telewizji, filmy, książki i pseudonaukowe badania poświęcone rosyjskiemu pochodzeniu Etrusków wypełniają przestrzeń informacyjną Rosji. Czytelników i widzów celowo skłania się do wniosku, że Rzymianie zabrali Rosjanom dziedzictwo Etrusków. I te bajdurzenia przekazuje się przez wszystkie kanały medialne. Młode pokolenie Rosjan dorasta w przekonaniu, że Rosjanie założyli wysoko rozwiniętą cywilizację rzymską. Istniejące dowody naukowe nie robią wrażenia na tej młodzieży. Pragnie ona uzasadnienia „imperialnego majestatu” i roszczeń Rosji do dziedzictwa historycznego i kulturowego całej cywilizacji europejskiej. Masowa świadomość Rosjan jest przygotowywana na przyjęcie dalej idących deklaracji rosyjskich polityków. Już nie o naszym Krymie, tylko o sakralnym „rosyjskim” Rzymie – kolebce cywilizacji europejskiej. Rosyjscy imperialiści są w stanie udowodnić każdą agresję przeciwko suwerennym narodom. Warto tu w tym kontekście przywołać, jak udział armii FR w konflikcie syryjskim tłumaczył dyrektor rosyjskiego Centrum Badania Krajów Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej Siemion Bagdasarow. „Jest to nasza ziemia! Stąd właśnie do nas przyszła cywilizacja! Być może ktoś zapomniał? Tak w ogóle to z Antiochii przyszli do nas pierwsi mnisi. Duchowni na Rusi byli Syryjczykami. Z pochodzenia nie byli Grekami, lecz Syryjczykami. I w czasie obchodów 300-lecia rodu Romanowów całą liturgię odprawiała nie rosyjska Cerkiew prawosławna, lecz antiochijska Cerkiew prawosławna. Gdyby nie było Syrii, nie byłoby Antiochii, nie byłoby prawosławia i nie byłoby Rusi! Jest to nasza ziemia! Są to nasze święte miejsca!” – histerycznie wołał rosyjski nadworny uczony przed kamerami w studiu telewizyjnym. Wyposażeni w taką wiedzę z łatwością chłoną nagrane na wideo apokaliptyczne wizje snute przez Aleksandra Dugina: „Gdzie my jesteśmy, tam jest centrum piekła. I tak naprawdę nie trzeba nam myśleć, czy nie nadejdzie koniec świata, musimy myśleć, jak tego dokonać”. Zważywszy że wojska rosyjskie już znajdują się w odległości stu kilometrów od Megiddo, gdzie zgodnie z wyrocznią biblijną odbędzie się ostatnia wojna ludzkości – Armagedon, Rosjanie zacięcie dążą do realizacji scenariusza zawartego w rozdziale 38 i 39 proroctwa Ezechiela. Wszystko to skłania do wniosku, że już samo istnienie imperialnego światopoglądu i ideologii kremlowskiego rewanżyzmu jest zagrożeniem dla globalnego bezpieczeństwa. Włodzimierz Iszczuk ZOBACZ TAKŻE: Rosjanie założyli Krym, Rzym i Brytanię – rosyjskie historyczne wariactwo Europa na celowniku Kremla Ruskie idą. Сo grozi światu? Antypolonizm. Zwyczajny rosyjski faszyzm Od Czyngischana do Putina Rosyjski gambit Szantaż. Jak Zachód zareaguje na rosyjskie zastraszanie? Po Ukrainie Putin może zaatakować kraje bałtyckie i Polskę Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: Monika Świetlińska / 18 lutego 2022 Mapa ewentualnej inwazji“Nie widzieliśmy dowodów na to, że siły rosyjskie wycofują się z ukraińskich regionów przygranicznych. Rosja zachowuje znaczącą obecność wojskową, która może przeprowadzić inwazję bez dalszego ostrzeżenia” - napisało na Twitterze Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytanii. Mapa pokazuje, że w pierwszej kolejność od strony Rosji zaatakowany będzie Dniepr, a od strony Białorusi Kijów. Przerywane strzałki to kierunek drugiej fazy ataku — to zachodnia część Ukrainy. Brytyjskie ministerstwo do mapy dodało komentarz: "Putin ciągle może zapobiec wojnie i wybrać pokój". Czy tak się stanie?Wojna czy pokój?- Nikt nie wie, na ile zdeterminowany jest w swoich działaniach Putin. Pewny jest natomiast powód potencjalnego konfliktu: chęć Putina do ponownego zwasalizowania Ukrainy. Trzeba pamiętać, że Rosja Putina w kontaktach z Ukraina ponosi same porażki. Nie zmienia tego faktu aneksja Donbasu czy Krymu. Bo Putinowi nie chodzi o jakieś szczątki państwa ukraińskiego. Jemu chodzi o całą Ukrainę. A tu od końca XX wieku staje się to stopniowo coraz mniej prawdopodobne — komentuje dla naszej redakcji Krzysztof Szczepanik, publicysta portalu ekonomicznego specjalista od tematyki krajów kraje, z których importujemy towary. Zdziwisz się 3 krajem na liścieMonika Świetlińska- Polityka Putina jest jasna i czytelna. Nigdy nie ukrywał sentymentu do ZSRR i chęci przywrócenia Rosji roli światowego mocarstwa, odbudowywania Imperium. Taka polityka prowadzi do wojen i stosowania przemocy. Mieliśmy już wojnę z Gruzją, zajęcie Krymu, niedawną "pomoc" w Kazachstanie i obecnie rosnące napięcie na granicy Ukrainy - zaznacza Piotr Dymiński, politolog zajmujący się tematyką współczesnych konfliktów obawia się Putin?- Ukraina coraz bardziej przybliża się do Zachodu: ekonomicznie, politycznie, mentalnie. Nawet zarobkowo Ukraińcy o wiele częściej (od kilku lat!) emigrują do krajów Unii, a nie do Rosji. Nie można też lekceważyć tak banalnej sprawy, jak filmy na YouTube. Do niedawna przede wszystkim to Ukraińcy chwalili się, jak świetnie powiodło im się na emigracji w Polsce. Teraz coraz częściej tego rodzaju argumenty o urokach emigracji nad Wisłę głoszą obywatele Rosji. Na dodatek rosyjskie media są zasypane reklamami o sposobach emigracji do krajów Unii. Z Polską na czele. Być może Putin doszedł do wniosku, że to ostatni moment na zahamowanie tego procesu. Bo jak tak dalej pójdzie to w końcu Rosjanie zapytają go, dlaczego jest tak źle, choć miało być tak dobrze — zauważa Krzysztof Szczepanik, dodając, że być może komuś takie powody wojny wydają się banalne, to wziąć trzeba pod uwagę, że rosyjscy politycy wcale nie muszą myśleć strategicznie, by doprowadzić do konfliktu zbrojnego. Nie musisz, nie jedź na Ukrainę — radzi resort spraw zagranicznychMonika Świetlińska- Na dodatek Putin to przecież nie był żaden as wywiadu. To funkcjonariusz, któremu na służbę dostało się prowincjonalne Drezno. Chyba wyżej jego intelektualnych możliwości przełożeni nie cenili! Dla świata ta ocena możliwości obecnego przywódcy Rosji nie brzmi jak dowcip tylko jak zagrożenie nieobliczalnymi działaniami — podkreśla specjalista od tematyki krajów jednak pokój?- Niestety, zachodni przywódcy wysłali już nazbyt czytelne sygnały, że w razie ataku, Rosja i Białoruś będą walczyły tylko i wyłącznie z Ukrainą. Zachód ograniczy się do rzekomo bolesnych sankcji. To znaczy, że uniknięcie wojny będzie działaniem na krótką metę — zgadzam się z porównaniami do Traktatu Monachijskiego z ubiegłego stulecia — i tylko kosztem ustępstw wobec Rosji — uważa Piotr Krzysztofa Szczepanika, jedyna szansa na zatrzymanie wojsk rosyjskich to wykazanie, że agresja nie popłaca. - Należy więc dozbrajać armię ukraińską. Jest to w żywotnie naszym interesie. Ponadto rosyjscy czynownicy muszą wiedzieć, że w razie agresji stracą wszystko to, co mają zdeponowane na Zachodzie. Na dodatek będą musieli zamienić elegancki Londyn, Nowy Jork, Paryż na trzecioświatowe metropolie rosyjskie zaznacza, przypominając, że w tym gronie znajduje się córka szefa rosyjskiego MSZ, Siergieja Ławrowa, mieszkanka Nowego Jorku. - Gdyby jednak nawet rosyjscy bogacze przenieśli swoje kapitały do Rosji, to tym bardziej nie mogą być pewni ich utrzymania. Bo tam prawo własności, tajemnica bankowa jest tylko figurą retoryczną. Każdego bogatego można w każdej chwili zamienić na biednego — komentuje wojna, to kiedy?Jak uważa Piotr Dymiński, Putin nadal jest skłonny do rokowań, choć bardzo dużo już "zainwestował" w ten konflikt i będzie chciał profitów: - Na pewno zależy mu na zablokowaniu poszerzania NATO. Może to uzyskać choćby przez federalizację Ukrainy, uznanie republik donieckiej i ługańskiej. Może też rościć sobie prawo do obrony Rosjan przed prześladowaniami na terenie Ukrainy. Byłoby to narzędzie wpływu i sposób nacisku na Ukrainę w przyszłości. Dopóki możliwe jest zdobycie tego dyplomacją, będzie stosował tę możliwość. Jakie są rodzaje zezwoleń na pracę dla obcokrajowców?Martyna KowalskaZdaniem Dymińskiego, podjęcie decyzji o ataku to może być kwestia dni. - Zima w tym wypadku sprzyja agresji. Dla wojsk lądowych lekki mróz jest dużo lepszy niż błoto z roztopów. Ponadto uderzenie w ciepłownie podczas zimy będzie dużo boleśniejsze dla Ukrainy. Równocześnie w sezonie grzewczym Zachodowi trudniej zdobyć się na odcięcie od rosyjskich surowców. Zatem atak może nastąpić póki jest zimno - zaznacza kolei Krzysztof Szczepanik uważa, że nawet sam Putin nie ma pojęcia, jak się sytuacja rozwinie. Nadal więc pewnie wojska rosyjskie będą stały na granicy z Ukrainą. - Ich nagłe wycofanie świadczyłoby o klęsce Putina. A jak będą stały, to mogą też zaatakować. Gdyby tylko nadarzył się wiarygodny pretekst - komentuje specjalista od tematyki krajów Polska jest bezpieczna?Politolog Piotr Dymiński uważa, że obecnie granice Polski nie są zagrożone: - Rosja realizuje swoje cele konsekwentnie i nasza kolej będzie dopiero później. Obecnie granice Ukrainy są bardzo realnie zagrożone. W razie ataku spodziewam się ataków na obiekty przemysłowe, w tym celowego niszczenia infrastruktury cywilnej, a przykład ciepłowni na Zachodzie Ukrainy, niszczenia mostów na Dnieprze, by rozdzielić siły ukraińskie, ostrzelania czy bombardowania Kijowa. Ale nie działań zmierzających do całkowitego zajęcia terytorium. Dymiński przewiduje mocne, spektakularne uderzenie, ale nie angażowanie się w długotrwałą wojnę: — Przypuszczam, że Rosja będzie skłonna do zawieszenia broni, wycofania wojsk i zawarcia pokoju w zamian za odstąpienie od sankcji i pod warunkiem, że Rosji nie dotkną sankcje, a na dodatek Putin uzyska ustępstwa dla siebie — choćby takie, jak federalizacja Ukrainy. Dopóki nie będą spełnione te warunki, to niszczone będą elektrownie, fabryki, komendy milicji, może "omyłkowo" Rosjanie trafią też w jakiś szpital. Rosjanie otwierają pierwszy dyskont w Polsce. Zagrożą sieci ALDI?Martyna KowalskaJak zaznacza politolog, wejście rosyjskich wojsk lądowych możliwe jest głównie w miejscach, gdzie mogą liczyć na prorosyjską ludność. Wojna byłaby prowadzona z minimalnym ryzykiem dla wojsk rosyjskich, a bardzo dotkliwie dla Ukrainy, w tym dla cywilów. - Na tę okoliczność z pewnością RT [od red.: Russia Today, telewizja z siedzibą w Moskwie, założona przez rosyjski rząd] już ma gotowe propagandowe materiały jak przy milczeniu Świata cierpiały Ługańsk i Donieck w ostatnich latach. Rosja będzie pokazywać, że świat milczał, gdy "ukraińscy faszyści ciemiężyli własnych obywateli, a hipokryci dopiero podnoszą krzyk, gdy to ich pupilków dotknęły bomby i konsekwencje. Sami są sobie winni!". Jest to bardzo przewidywalna narracja - komentuje Piotr Szczepanik nie widzi zagrożenia granic Polski, dopóki funkcjonujemy w strukturach zachodnich: - Dalsze jednak obrażanie się, sugerowanie o "wyimaginowanej wspólnocie", bajanie o tym, że nie musimy przestrzegać europejskich zasad prawnych, może doprowadzić do tego, że w Brukseli, ale i w Waszyngtonie będą mieli nas dość. Bo pamiętajmy, że mimo różnych gestów Amerykanie bezpieczeństwo Europy chcieliby oprzeć na Niemczech. I wtedy do gry mogą wrócić Rosjanie. Scenariusze tego powrotu mogłyby być bardzo różne. Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami prawnymi, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych - poniżej masz szybkie linki do udostępnień.

zagrożenie wojną dla polski